Wilczaki w straży granicznej
Pierwszy (historyczny) powód to nieprzychylne wilczakom lobby "owczarkarskie" w straży granicznej, które rzucało cały czas kłody pod nogi promotorom wilczaków.
Drugi to problem z dostosowaniem wilczaków do zmieniającej się kadry. Kiedyś żołnierze zmieniali się co 2 lata, a wilczak jak wiadomo bardzo przywiązuje się do właściciela i nie był w stanie wytrzymać takiej karuzeli.
A po trzecie (i najważniejsze) nie ma już potrzeby tak mocnej ochrony granic - nie ma granic między "Wschodem" i Zachodem", a i technika poszła do przodu - fotokomórki i inne "cuda" są w powszechnym użyciu.
Dokładnie o zastosowaniach wilczaków w wojsku rozmawialiśmy szczegółowo na jesień z p. Hartlem i dowiedzieliśmy się wiele ciekawych rzeczy. Nikt nie wymagał od wilczaków, aby były niepokonane w obronie czy posłuszeństwie. Miały być najlepsze w czterech dziedzinach: wytrzymałość, wspaniała orientacja w terenie, czujność zmysłów i ostatni, podstawowy: TROPIENIE. Wszystkie te rzeczy dostały "w genach" od wilka, a cała selekcja ruszyła w kierunku tego ostatniego. Wszystkie krzyżówki były testowane na siłę ich węchu co dwa tygodnie przez dowódcę jednostki. Test polegał na tym, że w ziemi zakopywano puszki z jedzeniem i każda miała założone coraz to mocniejsze filtry (przepuszczające coraz to słabszy zapach). W ten sposób sprawdzano zdolności tropienia - tu nie chodziło o wyszkolone tropienie tylko o psy z naturalnie rozwiniętym zmysłem powonienia. Psy, które z trzech następujących po sobie testów otrzymały ocenę doskonałą szły do dalszego szkolenia i podchodziły do egzaminów. Potem były dalej używane do hodowli i w służbie straży granicznej. Selekcja ta skutkowała wspaniale: o ile z grona owczarków niemieckich tylko 30% nadawało się do pracy na śladzie, o tyle u wilczaków procent ten wynosił 80% !!!
A po co im inne cechy takie jak wytrzymałość i zmysł orientacji? To również wyjaśnił Hartl: wilczaki pełniły bardzo wyspecjalizowaną role - po pierwsze: były częścią patrolujących oddziałów straży granicznej, a na południowo-zachodniej granicy z niemiecka Bawarią w górach dodatkowo pełniły jeszcze jedną role. Tam na całej długości granicy rozmieszone były budy, w których trzymano wilczaki. W momencie, gdy straż graniczna miała informacje o tym, że ktoś próbuje przedostać się przez granicę, najbliżej znajdująca się buda z wilczakiem była zdalnie otwierana. Wilczak wybiegał z budy, a antenka zamontowana na obroży przy wyjściu załączała oświetlenie obroży. Taki "świecący" wilczak miał wtedy jedno zadanie: zlokalizować najbliżej znajdującego się człowieka i zatrzymać go na miejscu. Wilczaki były trzymane przeważnie w grupach dwóch psów - podobno "wataha" działała znacznie efektywniej. Patrol straży granicznej musiał wtedy tylko dotrzeć do budy, a potem inny wilczak prowadził ich do wypuszczonych psów i najprawdopodobniej zatrzymanych ludzi. Wytrzymałość była potrzebna, bo na Szumawach w zimie temperatura dochodziła do -20 st.C + kilkumetrowe zaspy, moczary a i teren przypadający na jedna sfore był spory (pas graniczny szer. 8km). Zmysł orientacji oczywiście dlatego, że wilczaki były zdane tylko na siebie (nie było człowieka, który by im pokazał drogę i powiedział co robić). A ostrość zmysłów, która teraz u wilczaków wydaje się być dużym problemem (bo wilczak słyszy i widzi 200% normy i przez to wydaje się bardziej delikatny na zewnętrzne bodźce) został zachowany w myśl powiedzenia: "wilk nigdy nie śpi". Największym problemem jaki mieli pogranicznicy z ONami, było to, że gdy się zmęczył przestawał reagować na bodźce i przez zieloną granice mogłoby wtedy przespacerować pół Pragi
Wilczak natomiast nawet w momencie bardzo dużego zmęczenia zachowuje czujność. Podobno wyszkolone wilczaki były zmotywowane na wyszukiwanie ludzi tak, że całkowicie ignorowały zwierzynę zamieszkująca Szumawe - człowiek kojarzył im się z miską jedzenia, które dostawały przy jego odnalezieniu. A nie trzeba przypominać, że instynkt łowiecki u wilczaka jest baarrdzo mocny... tym bardziej jest to ciekawe, że straży udawało się nim tak kierować, by człowiek był lepszym łupem niż jakiś kawał uciekającego mięsa. Wiele obecnych publikacji krytykuje taki sposób szkolenia, ale podobno u wilczaków doskonale to skutkowało... wszystkie inne metody nie przynosiły takich rezultatów...
I trzeba przyznać, że w tropieniu wilczak jest daleko ponad innymi "super użytkowymi" rasami. Jest tam tylko jeden problem: trzeba z nim ćwiczyć i nauczyć go pracy z przewodnikiem. On doskonale wie jak tropić, ale i właściciel musi wiedzieć jak go motywować. O ile jest wiele wilczaków z wyszkoleniem ok. IPO1 na średnim poziomie, to prawie wszystkie mają zaliczone ślady na ocene doskonałą i nigdy nie jest to dla nich problemem (chyba że właściciel psa kompletnie nie przygotował). A co wydaje się być ciekawe: dla wilczaka ślad starszy, kilkunastogodzinny, jest łatwiejszy niż 30-minutowy ślad sportowy. Na śladzie typu IPO zapach jest tak intensywny, że wilczak bardzo często nie chce iść dolnym wiatrem. Dopiero po kilkunastu godzinach, czy nawet kilku dniach może wykorzystać swoje prawdziwe możliwości... ale tak jak pisze... nikt z właścicieli nie zajmuje się tylko tropieniem... większość traktuje to tylko jako dodatek do innych elementow szkolenia.
Wiele razy pisano, że eksperyment pod tytułem "rasa Czechosłowacki Wilczak" się nie powiódł. Nie jest to prawda. Plan zrealizowano w 200%, ale teraz nie ma zapotrzebowania na te rase. W ośrodkach wojskowych w Czechach szkoli się wyłącznie owczarki niemiecki i nawet rottweilery czy owczarki belgijskie są szkolone tylko na specjalne zamówienia (z reguły dla służb mundurowych z innych krajów jak np. Belgii czy Holandii). Po prostu ćwiczy się psy, które są tanie w "użytkowaniu". To jak z autami - wiadomo, że najlepsze są te specjalistyczne, klasy "super". Ale i tak ogromna większość osób kupuje auta "dla ludu", bo na te najlepsze ich po prostu nie stać (czy to na zakup, czy tez użytkowanie).
Przemek
- Aby odpowidać zaloguj się lub utwórz konto
- 6519 odsłon
Odpowiedzi