2005.04.29 - Święta, Święta i po Świętach...
1-0
Wraz z rodzinką przyjechał do nas mój chrześniak. To próba ogniowa z socjalizacji z dziećmi, bo nie z jednym dzieckiem, ale z dwoma, trzema, a czasem nawet większą ilością, które przychodzą do nas w odwiedziny "pobawić się". Bola to nie rusza (choć jest zwykle zamknięty, bo maluchy się takich 50-kilowców boją), Merry Bell lata tylko i sprawdza, czy któreś nie ma czekoladki lub ciasteczka. Jolly tylko leży i nadzoruje. Tak więc szok przeżywały jedynie Ali i Balrog. Ten wytrzymał wiele: "przemiany" Power Rangers, oglądanie bajek 20h/dobę. Przetrwał zmasowany atak bionicli. Także indiańskie tańce i skoki z kanapy. Wysiadł w momencie, gdy Mateusz wbił przed nim w ziemię "dwa nagie miecze".....
1-1
To przez Ali. A wszystko podczas gry w piłkę. Najpierw było kopanie (biedne kwiatki, bo zabawa była w domu, aby norma oglądania telewizji była zachowana). Potem w zbijanego. Na końcu oczywiście przyszedł czas na "głupiego Jasia" z wilczakami w roli głównej. I tu popełniliśmy błąd, bo zabraliśmy piłkę Ali (tzn teraz to piłeczka, ale kiedyś była jeżykiem, któremu Ali odgryzła główkę)). Na początku było wesoło, bo ta jest na piłeczkę strasznie napalona. Śmigała jak błyskawica, aby piłkę zabrać. No i nie trafiła. Efekt - siniak na biodrze u Mateusza, piłkę przejęła Ali. A my daliśmy sobie spokój...
2-1
W poniedziałek. Na wsi tradycja nadal żyje i nikt nie używa tych śmiesznych małych psikawek. Tu leje się wiadrami. Chłopaki próbowały już od rana, ale nikt nie dał się namówić, aby podejść do bramy. Zaraz po południu siedzieliśmy przy stole na dworze. W pewnym momencie rozległ się dzwonek. Bure popędziły do bramy oszczekując intruzów. Nikomu nie chciało się podnieść, więc padło na Przemka. A ten niewiele myśląc.... Zbyt późno dotarło do niego jak ogromne jest zagrożenie... Efekt: trzy wiadra, Przemek mokry wiejący spod bramy, a psy...w szoku... Jedno: że Alfa ucieka ile sił. Drugie, to woda (w tej formie największym obrzydzeniem napawa chyba Jolkę). Oczywiście można było puścić Bola "jak ja kocham wodę i przysznice", ale to byłby zbyt podły odwet....
2-2
Wczorajszy poranek rozpoczął się alarmem: "Mamy kurę-samobójcę" (nie trafiały się takie już od wielu miesięcy). Niebezpieczeństwo szybko zażegnano i kura wyłądowala ponownie w kurniku. Potem był spacer i oczywiście według starej polskiej tradycji cała rodzinka ponownie wylądowała przy stole... Ledwo zasiedliśmy, a z dworu doszły odgłosy gryzionej Aliny i gryzionego Juzia. Wyszłam - cała trójka (z Camiem - 4mies.) stała koło kurnika. Tzn. Ali i Balrog stały i obserwowały jak młody opycha się drobiem, warcząc za każdym razem gdy dorosłe psy chciały mu wyrwać kawałek łupu. No takiego Camio to jeszcze nie widziałam - okrąglutki jak księżyc w pełni (brakowało już połowy dorodnej kury) - jakby mocniej nacisnąć to by eksplodował jak Smok Wawelski. Zabrałam draniowi kurę, a w trosce o jego młody żołądek podzieliłam resztę między Bure i kociarstwo. Cały dzień Camio był na obserwacji - ale nie było czego obserwować, bo potrafił zrobić trzy kroki i ponownie kładł się na ziemi... Ale dziś jest już OK, tylko apetyt ma nadal wilczy...
Teraz Bure odsypiają - najedzone, zadowolone, szczęśliwe. Pogoda śliczna, trawka rośnie ... może kolejna kura skusi się na spacer po podwórku....
PARADA SZKODNIKÓW
- Aby odpowidać zaloguj się lub utwórz konto
- 2226 odsłon
Odpowiedzi